Nigdy za bardzo nie robiłam sobie nic z tego, ze był za bardzo dumny. Fakt, czasem wkurwiało mnie to, że zawsze musiał postawić na swoim bo "to on ma racje" . Zawsze na moje pytania zamiast odpowiadać "Tak, kochanie" odpowiadał tym swoim "nooo"- przeciągając to słowo jak najdłużej. Gnoił mnie o co popadało. Nawet o to, że pod wpływem nerwów(z jego winy) powiedziałam coś czego nie powinnam. Mimo, ze zaraz potem przepraszałam z całego serca to i tak wypominał mi to przez dłuższy czas. Lubił wzbudzać we mnie poczucie winy. Jednak i tak go uwielbiałam. Nie potrafił przepraszać przez swoją "dumę"za wyrządzone krzywdy . Kawał z niego skurwysyna . Ale chyba za to go kochałam. W sumie nadal kocham. / moje wypociny.
|