Piąta rano, mokry dach altanki, siedząc na starej wytartej bluzie, nie obchodziło nas, że ubrudzi nas brud dachu, siąpiący deszcz. obchodziliśmy tylko siebie nawzajem, ciepło twoich ust ogrzewało całe moje ciało. dym z papierosa z twoich do moich ust, tak nieproporcjonalny i twój uśmiech który spowodował mój uśmiech, ten pocałunek lekki, jeden, drugi, a później już tylko jeden za drugim, ta perfekcja chwili, to szczęście, ta wyjątkowość, to wspomnienie tak idealne... nasze, nikt nie mógł nam go odebrać. ♥
|