Pierwszy dzień wyjazdu . Na początku wszystko pięknie , ładnie , słoneczko świeci. A nagle amstaw atakuje mojego pieska - yorka . Próbowałam go wyrwać z jego paszczy, bezskutecznie. Przypierdolił jego właściciel i mi pomógł. Od razu do samochodu i do kliniki. Siedziałam obok niego głaskając delikatnie jego uszko i spoglądając jak umiera. Płakałam jak opętana a serce mi pękało. Dojechaliśmy. Połamane żebra i mostek , naderwane płuco , złe ciśnienie , kłopoty z oddychaniem i zła praca serca. Chcieli go uspać. Nie pozwoliłam. Musiał zostać na operacje. Nie spałam całą noc. W dłoni trzymałam telefon i płakałam. Nazajutrz zadzwonił - umarł . . .
|