Dziś chciałam wszystko przemyśleć. Olałam dobry melanż, pojechałam z rodziną na wieś. Będąc małą dziewczynką uwielbiałam las, to magiczne miejsce potrafiło mnie uspokoić, a dzisiejsze rozdrażnienie sięgało zenitu. Spędziłam bite 4 godziny waląc grubym kijem w słabe gałęzie. Wiem, to dziwne, lecz dzięki temu stwierdziłam, że nie zawsze uda się coś za pierwszym razem i nie chodzi tu o jakieś głupie kijki. Czasem trafi nam się mocniejszy przeciwnik i trzeba uderzyć mocniej, z innej strony, należy próbować jak nie po raz drugi to trzeci, czwarty, aż dosięgniemy celu. Wiecie?.. Myślę, że dam radę ponownie go zdobyć, tylko najpierw dopiję to ciepłe już piwo.
|