Staliśmy tak naprzeciw siebie, a mnie zalewała nagła fala złości, bólu i łez:
- "Ale ja Cię kocham kurwa! Nie, nie chcę rozstania! Potrzebuję cię, do jasnej cholery, jesteś moim osobistym składnikiem powietrza. W dupie mam azot i inne pierdoły. Chcę Ciebie! Kocham Cię, kocham Cię od pierwszej klasy podstawówki, zdążyłam pokochać nawet Twoje wady, Twoje chrapanie, Twój styl bycia i dzwonienie po 2 w nocy by spytać, czy już śpię. Nie chcę Cię stracić. W Tobie jest część mnie..."
Zamachał mi przed oczami dłonią:
- Ej, powiedz coś, sama wiesz, że to co było, już nie wróci...
- Tak... Ja... Jasne.
Odszedł. To co chciałam mu powiedzieć, wyryłam sobie głęboko w sercu, a łzy zastygły, nie mogłam już nic zrobić. Stało się. Amen.
|