- Boże, mamo, muszę się komuś wygadać, wysłuchasz mnie? - Jasne, mów kochanie. - Pokłóciłam się dzisiaj z Nim, powiedziałam w nerwach, czego oczywiście bardzo żałuję, że żyłoby mi się lepiej, jakby go nie było, jakby nie istniał. Mam takie cholerne wyrzuty sumienia.. Płakałam, a mama patrzyła mi w oczy i milczała. Po chwili się odezwała. - Kochasz go? - No jasne, że tak. - odpowiedziałam bez chwili zastanowienia. - To idź do Niego, zanim będzie za późno. - mama pogłaskała mnie po twarzy ocierając przy tym łzy. Właśnie, zanim będzie za późno. Teraz mogłam tylko codziennie odwiedzać go na cmentarzu, zapalać znicze na jego grobie i pluć sobie w twarz, że powiedziałam tyle słów za dużo. Przecież wiedziałam, że tak naprawdę był jeszcze małym chłopcem, który każde takie słowo brał do siebie. Nie zdążyłam go przeprosić, rzucił się pod pociąg. Kiedyś mnie zapewnił, że zrobiłby dla mnie wszystko, i to była prawda. Mam tą jebaną nauczkę, że milczenie jest złotem. / scheu
|