Jesteś tam. Setki kilometrów ode mnie, a między nami jedynie tysiące wysyłanych wiadomości. Ale jednak jesteś. Potrafisz wyczuć, kiedy płaczę, a nawet, w którym momencie się uśmiecham. Udaje Ci się podnieść mnie na duchu, wspierasz mnie i rozumiesz, mimo, że znamy się tak krótko. Zawsze masz dla mnie czas i nigdy nie narzekasz. Ciągle jesteś. A on? Mimo, że jest tak cholernie blisko, na wyciągnięcie ręki, sprawia, że moja poduszka regularnie zalewana jest łzami, dni tracą kolor, a życie smak. Zjawia się, gdy ma dobry dzień, obdarowuje pocałunkami i dowartościowuje słowami. A potem znika, kiedy nie jestem w stanie dać mu tyle, ile chce w danym momencie. Dlaczego tak jest? Dlaczego nie wszyscy doceniają to, co podane jest im wręcz na talerzu?
|