sama się pogrążałam. topiąc smutki w alkoholu, próbowałam jak najszybciej przeżyć każdy dzień. dużo snu, tego niezdrowego pijanego snu, żeby minęło jak najwięcej godzin. odtrącałam pomoc przyjaciół, którzy mimo starań w końcu się poddali. czasem ktoś przychodził sprawdzić czy jeszcze żyję. ale coraz rzadziej. sama do tego doprowadziłam. nawet rodzice dali już za wygraną. to takie żałosne, stoczyć się przez nieszczęśliwą miłość. żałosne - ale realne. i mimo, że mogę zacząć wszystko od nowa, lepiej, rozsądniej, to nie chcę. nie potrafię dalej żyć. bo co to za życie, bez Niego ? / nieswiadomosc
|