I kiedy już kompletnie nie widziałam w tym wszystkim sensu pojawił się nie wiadomo skąd. Bez srebrnej zbroi i ciężkiego miecza, bez pięknego, białego rumaka i pozostałych średniowiecznych dupereli. Stanął obok w zwykłej czarnej koszulce i czarnych spodenkach z zimnym piwem w dłoni. Nie okazał się silnym Edwardem ani gorącym Jacobem, nie umiał też latać ani chodzić po ścianach. W tamtej chwili wystarczyło, że po prostu był. Pobił superbohaterów o głowę. Pojawił się w najbardziej oczekiwanym momencie.
|