Chodź zanurzymy się dziś w czeluściach czerni pod płaszczem ciszy w objęciu szczelnym, niech czasu miernik będzie nam odźwiernym wyryje dwa serca w kamieniu węgielnym. Wówczas wypełnimy nicość tangiem, uciekając przed pełznącym porankiem, ów przystań będzie ostatnim przystankiem, bo, gdy tam dojdziemy ktoś skradnie klamkę. Wypłuczmy uczuciem goryczy szklankę po czym zespólmy w jedność każdą tkankę. Dodajmy, więc do wybranka wybrankę, stwórzmy całość zamiast być ułamkiem. Wspomnienia zaklęte w ramkę zostaną, reszta jestestwa odda się zmianom. Już prawie rano, oczęta plamią ów wpatrzone w siebie szepczą dobranoc.
|