Uderzył ją raz, drugi i kolejny. Potem złapal za dłoń przepraszając za blędy. Wymierzył cios po raz czwarty, piąty no i był też szósty. Uklęknął przed nią, otarł łzy urzywając jej chusty. Przy ostatniej kłótni siedziała na parapecie, okno szeroko otwarte. On znów jest wściekły, ściskał jej dłonie, krzyczała jak to potwornie boli, musnął jej policzek tak delikatnie, powoli. Nie minęła sekunda, a ona już leciała z siódmego piętra, on w tym czasie uśmiechał się jak psychol mówiąc ' śmierć jest piękna '. / eej_pokochaj_
|