otulała mnie ciepła, lipcowa noc. wymknęłam się z domu niepostrzeżenie, siedząc teraz w parku i patrząc w gwiazdy. objęłam rękoma kolana, rozmyślając. ulice były puste, światło latarni biło gdzieś zza drzew. skupiłam się na sobie. na swoim życiu, a raczej jego imitacji. wszystko toczyło się obok mnie, starannie unikając zetknięcia z moją osobą. a może sama jestem winna ? w końcu nadal się nie pozbierałam. tak. czas wreszcie przyznać się przed samą sobą. boję się. boję się życia. kolejnej pseudo-miłości. odrzucenia. kolejnego oddechu. jestem do niczego. nawet nie potrafię się pozbierać. / nieswiadomosc
|