..zakrywam ramiona oziębłymi nadgarstkami jakby to miało coś dać. jakby miało zniwelować chłód. niekoniecznie ten zewnętrzny. niekoniecznie ten w pół jesienny. panujący pomimo tego, że jest już lipiec. a raczej dopiero bo już brzmi tak przeraźliwie
nie tylko dla moich uszu. to przychodzi wraz z deszczem i tęsknotą za czymś tak odległym. nawet moje głucho-nieme serce woła z rozpaczy podczas rozrywania klatki piersiowej. bo przecież to cholernie trudne gdy cisza tak bez skrupułów szarpie pozostałości po tkankach...
|