To był on. Przyszedł do niej do domu, zabrał ją na plażę. Tam leżeli na mostku, opalali się kąpali w wodzie. On nauczył ją pływać, ona rysowała serca na mokrym piasku. Ona pokonała lęk przed wodą. Z nim weszła głęboko. A potem zaczęło padać. Ludzie uciekali w popłochu, chowali się do samochodów. Oni siedzieli za parawanem i jedli watę cukrową, biegali po prawie opustoszałej plaży. Wiatr rozwiewał jej włosy, a jemu rozpiętą koszulę. Śmiali się, podskakiwali. Nie myśleli o tym, żeby sobie zrobić sweet focie ani o tym, że ktoś ich zobaczy i uzna za wariatów. Przy sobie czuli się bezpiecznie. Kiedy deszcz zaczął lać na dobre, stanęli w miejscu i zaczęli się całować. Nagle ona się obudziła. Leżała w suchym łóżku, za oknem świeciło słońce a włosy miała suche. Zrozumiała, że to był tylko sen, i nigdy nie wydarzy się to co jej się śniło. Że nie ma na to szans, bo chociaż znają się dobrze, to i tak nigdy do tego nie dojdzie.
|