Nim powroty z lekkim sercem, duszą zatraconą, odzyskaną w ramionach, z nadbagażem porzuconym w przeczekalniach perspektywą jasną ucieczki, zbieganie wczesnym dniem, późną nocą z granic, za nic mając odcień nieba, barwę głosu, temperaturę topnienia ciał niebieskich. Czas zastygły u skrzyżowania, określany czułością, choćby klisz, choćby dziś zmienić bieg wskazówek.
Wyfruwam, nim zagubię skrzydła. Wyfrunę.
Nim odnajdę śnieżną zamieć, odłożoną w niepamięć, w szufladę, parę chłodnych oczu, deszczem jeszcze niespokojnych.
|