napieprzali się po twarzach z całej siły. leżeli na sobie - raz jeden, raz drugi. dwaj przyjaciele, którzy byli dla siebie jak bracia - nierozłączni, zawsze gotowi zabić za siebie. rozłączył ich jeden , z pozoru głupi pretekst - miłości do jednej kobiety. rozwalali sobie twarze, obijali żebra turlając się po asfalcie. nagle wkroczył między Nich, On. spojrzał tym swoim wzrokiem, którego zawsze tak panicznie się bałam i robiłam wszystko by go unikać. podniósł ich z ziemi, stając między Nimi. wyzywali coś jeszcze chwile do siebie, ale gdy krzyknął - jakby odebrało im mowy, zamilkli. czuli przed Nim respect - zawsze. szanowali Go bardziej niż matki - wiedziałam to doskonale. w końcu to On stworzył całą ich ekipę , On był na czele. ja nigdy nie potrafiłam się z tym pogodzić - i nie chodziło o pozycję w ekipie. chodziło o zwykłe życie prywatne - w którym nie potrafił przestawić się na opcję: miłość = równość. / veriolla
|