Kiedy się obudziłem, ty wciąż spałaś. Kiedy się obudziłem, słyszałem twój łagodny oddech. Widziałem twoje zamknięte oczy, poniżej kosmyków włosów. I byłem głęboko poruszony. Chciałem się rozpłakać, obudzić cię, ale spałaś tak głęboko. W półświetle twoja skóra jażyła się życiem, tak ciepła i słodka, chciałem ją pocałować, ale bałem się obudzić cię. Bałem się, że znów obudzisz się w moich ramionach. Zamiast tego chciałem, żeby coś, nie ktoś, mogło odebrać mi, mnie samego – ten wieczny obraz ciebie. To było najpiękniejsze: czuć, po raz pierwszy to, że zawsze będziesz moja, że ta noc będzie trwać wiecznie... Zjednoczony z twoim ciepłem, twoją myślą, twoją wolą w tym momencie zrozumiałem jak bardzo cię kocham. Łkałem z intesywnością tej emocji dlatego, że poczułem, że to nie może się nigdy skończyć. Będziemy tak trwać przez całe nasze życie. Nie tylko bliscy, ale należący do siebie, na sposób którego nic nigdy nie zniszczy... z wyjątkiem apatii przyzwyczajeń, jedynego zagrożenia.
|