Po dwóch latach z chłopakiem poczuła, że coś minęło, coś ją opuściło. Wiedziała, że jedynym sposobem żeby się uwolnić to zakończyć ten związek. Zrobiła tak, nie myśląc o konsekwancjach swojego czynu, jej chłopak wiele do niej pisał, błagał o powrót, zdawała sobie sprawe, że ona była dla niego tą jedyną, jednak nie umiała z nim być i udawać, że nadal go kocha. Po jakimś czasie przyjechał do niej, wręczył jej kwiata, piękny wysoki słonecznik, powiedział, że wybrał go dlatego, że jej ośmiech był jak milion słoneczników, jak błysk słońca. Powiedziała mu, że nie może z nim być, oboje płakali. On błagał, ona starała się być silna. W końcu odjechał. Na drugi dzień zadzwoniła jego mama. Dziewczyna nie mogła jej zrozumieć, kobieta szlochała i krzyczała na zmiane. W końcu po wielu próbach zrozumiała bo tamta miała jej do przekazania: "Znaleźli go dzisiaj w lesie...nie żyje". Zatkało ją, przecież on tak kochał życie. Poszła w miejsce które tak często razem odwiedzali, do lasu. Poczuła jego brak.
|