Siedzieliśmy na kanapie w „bezpiecznej” odległości od siebie. To znaczy ja próbowałam ją zachować. Jednak po szybko, za szybko wypitych kilku kieliszkach wina, przysunęłam się do niego na tyle blisko by móc położyć mu głowę na ramieniu. Czułam się bardzo swobodnie. Z jednej strony pozwalał mi na to alkohol, a z drugiej sama jego obecność. Rozmawiało nam się jak zwykle świetnie – podejmowaliśmy tematy od naszych ulubionych kolorów, po nasze pierwsze miłości. Nie martwiłam się o to, że nie mogę mu czegoś powiedzieć, bo traktowałam go już jak przyjaciela. Najlepszego przyjaciela pod słońcem, w którym kiedyś miałam się zakochać. / napisana
|