'Drżała, przemoczona do suchej nitki. Ocierała mokrą dłonią pokryte kropelkami deszczu rzęsy,
po zlepionych włosach i twarzy ściekała jej woda.
Sweter i spodnie pachniały wilgotną wełną i dżinsem.
Włączyła ogrzewanie i skierowała wylot środkowej dmuchawy na chłopca.
- Kochanie, obróć nawiew w swoją stronę.
- Nie trzeba.
- Dostaniesz zapalenia płuc - uprzedziła, sięgając do nawiewu po jego stronie.
- Ty potrzebujesz ciepła, mamo. Ja nie.
I kiedy wreszcie na niego spojrzała, kiedy zamrugała,
strząsając z rzęs krople wody, dostrzegła, że Barty w ogóle nie jest mokry.
Na jego gęstych ciemnych włosach i dziecięco gładkiej buzi nie połyskiwał ani jeden paciorek deszczu.
Koszulę i sweter miał tak suche, jakby zaledwie przed chwilą wyjął je z szafy.
Kilka kropel znaczyło na ciemno zielone spodnie chłopca,
lecz Agnes uświadomiła sobie, że to woda, która ściekała jej z ramienia, gdy sięgnęła do nawiewu.
- Biegłem, gdzie deszczu nie było - wyjaśnił.'
|