CZ.67.. tyler przyszedł do mnie, aby zobaczyć co z raną. ja próbowałam go przekonać, że już nie muszę odpoczywać i że może dać się skusić. oczywiście, jak to mój chłopak, pierw musi wykonać zadania, a potem dopiero przyjemności. gdy spojrzał na moją ranę, zdziwił się, że do końca się nie zagoiła, bo przecież jego krew zawsze mi pomagała w 100%. -odpocznij, chociaż jeszcze przez połowę dnia. wiem, że ci trudno, ale musisz. to dla twojego dobra, powiedział i poszedł do kuchni. -ja pierdolę! odrzekłam i wstałam z łóżka, ledwo trzymając się na nogach. schodząc ze schodów, straciłam przytomność, mimo że rana się zmniejszała, ból był gorszy, niż na początku. damon i tyler podbiegli do mnie. -kazałem jej odpoczywać, powiedział mój chłopak do mojego brata. -dobra ja ją zaniosę do sypialni, a ty idź po dwie torebki krwi, rzekł damon. kiedy się ocknęłam, czułam tylko ból, który zagłuszał moje jakiekolwiek inne emocje.
|