CZ.4 - Odwrócił się. Jego czekoladowe oczy płonęły. Pokonał dzielącą nas odległość dwoma szybkimi krokami. Nagle staliśmy twarzą w twarz. Był tak blisko, że emanujące z niego ciepło obmywało moje policzki, pieściło jak słońce opaloną skórę. - Mówiłem, żebyś się stamtąd nie ruszała. Nie zobaczyłabyś ich wtedy. - Słowa wymawiane z trudem, jakby boleśnie drapały go w gardło. - Mogłem cię stracić. Zaschło mi w ustach. Powiedziałam pierwszą rzecz, która przyszła mi na myśl, sucho i szorstko, jak on. - Ja ... Nie jestem nią. W pierwszej chwili wydawał się zaskoczony, ale nie spuszczał ze mnie wzroku. Patrzył prosto, bez mrugnięcia. Jak mogłam kiedykolwiek myśleć, że jego oczy są zimne? Teraz płonął w nich ogień. Takie oczy parzą dotykiem. Serce stanęło mi w gardle. - Nie, nie jesteś - przyznał. - Przez nią nigdy tak nie cierpiałem.
|