Wpatrywała się w jego twarz i poczuła, że łzy cisną jej się do oczu. Zanim zdołała powstrzymać powódź, zaczęła szlochać, jakby pękła w niej jakaś tama i cały jej żal, dojmujący ból życiowej pustki i samotności wypłynęły z niej olbrzymią falą. Wziął ją w ramiona i mocno przytulił. Nie próbował powstrzymać jej łez. Nie okłamywał, żeby poczuła się lepiej, i nie składał fałszywych obietnic, by złagodzić cierpienie. Po prostu ją trzymał. Trzymał i pozwolił jej poczuć, że ją rozumie. Że nie jest sama i może zasługuje, by ktoś ją naprawdę pokochał.
|