piątkowy poranek, kolejny raz zaspałam. biegnę na polski, jakieś sto pięćdziesiąt metrów, może dwieście, bo tyle mam do szkoły. za salą gimnastyczną zwalniam, ogarniam włosy i idę szybkim tempem. patrzę przed siebie. katastrofa! dlaczego, akurat dzisiaj budzik zawiódł. wysoki blondyn ogarnia mnie wzrokiem od góry do dołu. nie spodziewałam się go w tym miejscu, o tym czasie. rzucił 'dzień dobry', przelotne przywitanie. nie odpowiedziałam. na lekcję nie dotarłam, godzinę spędziłam w szatni, rozmyślając i analizując moją głupotę. jak zwykle spieprzyłam.
|