Pamiętam jak byłam mała. Świąteczna atmosfera, ten spadający z nieba puszek, grające kolędy, magia świąt. Ledwo usiadłam do świątecznego stołu a już zaczynałam jeść. Każda z potraw musiała być wypróbowana, dlatego szybko wkładałam małymi rączkami każdą z nich na talerzyk, a potem do buzi. Wszystko tylko po to by rzucić się pod choinkę na kolorowe paczki. Rozdawałam je babci, dziadkowi, wujkowi, mamie, tacie i co najważniejsze - mnie. Z czapką świętego mikołaja stałam koło drzewka i uśmiechałam się radośnie. Potem słychać było tylko dźwięki rozrywanego kolorowego papieru i radość z wspaniałych prezentów. A dziś - kiedy dorosłam - wiem tylko jedno: brak mi tej całej, słodkiej atmosfery świąt, i wiary, że święty mikołaj istnieje.
|