Przede mną pędzi biały rumak. Sama mknę na brązowym, mocno się trzymając. Wiatr smaga moją twarz, a ja czuję wolność. W pewnym momencie puszczam się i rozpościeram ramiona. Zaczynam się śmiać. Szczęście i beztroska. Niestety, zaczynamy zwalniać, koń przed nami i ja z moim wierzchowcem również. Zatrzymujemy się. Zeskakuję zwinnie i docieram do bramki. Widzę małego chłopca idącego za rękę z matką. -Mamo- jego szept dociera do mych uszu.- Czy ta pani jest chora? -Nie, myślę po prostu, że ma bujną wyobraźnię.- odrzekła matka pomagając chłopcu wejść na plastikowego smoka na karuzeli.
|