Budzę się z krzykiem spocony w rozpaczy
Wciąż przerażony wołać tak czy inaczej
Złe duchy znacie ty twój przyjaciel
Straszne te stany po ciemku sam w chacie
Ręce się trzęsą dreszcze gorączka
W oczach znów rozpacz ratować nie można
Wszystko cię straszy ty znów majaczysz
Znów słyszysz głosy chcesz zagłuszyć je patrzysz
Nerwowo spoglądasz i kolejny kopniak
Kto już nawet nie działa wszystko w środku ci siada
Wiesz że się nie nadasz zawodzisz nic nie zdziałasz
I znów rozczarowanie szlochem dusisz ból na raz
Serwujesz piekło szumi mi w głowie
Uśmiechasz się lekko czujesz pulsujące skronie
Ponownie toniesz idziesz na dno to koniec
Przez cały czas milczysz nazwę to monologiem
Już się nie boje nic mnie nie czeka
Smutny finał człowieka który zapada w letarg
|