Nienawidzę wieczorów, tak strasznie jak nienawidzę samej siebie. Leżenie na łóżku i wpatrywanie się godzinami w sufit, w rezultacie do niczego nie prowadzą, ale nie moja wina że nie mogę zasnąć bez twojego ‘dobranoc słońce : *’ nie moja wina, że tak strasznie mi ciebie brakuje, że momentami nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu, ale w sumie wiedziałam, że przyjdzie pora na rozstanie, że żadne z nas nie będzie miało na to wpływu. Wcale nie wstydzę się tego, że jesteś dla mnie cholernie ważny, że zależy mi na twoim szczęściu, powodzenia skarbie.
|