A potem coś lub ktoś złapał Tylera i rzucił nim o drzewo. Lockwood przeturlał się na bok, z trudem łapiąc oddech. W końcu ujrzałam kto ściągnął ze mnie Tylera. Gilbert. Ale to był Jer, którego nigdy w życiu nie widziałam. W jego brązowych oczach lśniło mordercze światło. Zacisnął pięści i szepnął coś do Tylera. Nie mogłam oderwać oczu od obu chłopaków. Jeremy zbliżał się do Tylera, który potrząsał głową i ostatnimi siłami się podniósł. Przycisnął go do drzewa, po czym uderzył go, tak jakby od niechcenia w bok. Szczerze to dziwiła mnie ta sytuacja ; w końcu się kumplowali. Tyler podniósł się, głośno dysząc. Chłopak runął do ataku. Rzucił się na Gilberta, okładając go pięściami. A Jeremy ? Tak jakby nic nie sprawiało mu bólu, stał twardo. Chwilę potem rolę się zmieniły. Gilbert ostatni raz zamachnął się i uderzył Tylera. Krew płynęła mu z obu dziurek nosa i kącika ust, jednak nie poddawał się. Rzucił się na Jeremiego, a ten wylądował na ziemi. / pimparimpa
|