Poszłam odprowadzić koleżankę i kolegę na przystanek. Zaraz przyszedł ich kumpel, który znał się ze "szkolnymi dresami", jak ja. Pogadaliśmy trochę, kiedy zaczął mówić o Tobie. O dziwo serce nie zabolało, w brzuchu nie skakały motylki, ale z przyzwyczajenia odwróciłam wzrok. Widzieli to, więc skończyli temat. 'Spokojnie, nic się nie dzieje. To po prostu z przyzwyczajenia. Na luzie możemy o nim pogadać' Powiedziałam, śmiejąc się. Nastąpiła chwila ciszy, po czym ten ostatni koleś powiedział: 'Wiesz? Gadałem z nim ostatnio. Mówił mi, że wywieźli go do ośrodka gdzieś na południu, ale po dwóch dniach zwiał. Bo nie mógł. Znaczy się, nie wytrzymałby bez widzenia Ciebie. Czasami podchodził na Twoje osiedle, czy pod szkołę i widział Cię, a gdyby tam został, to by chyba coś rozkurwił, jak to powiedział' Zamurowało mnie, ale byłam szczęśliwa nadal. 'Wiesz, nie zabraniam mu się nie odzywać.' Powiedziałam, dając tym samym mu do zrozumienia, że tylko czekam na jego jedną, krótką wiadomość.
|