Nie znoszę żadnego absolutu, z wyjątkiem tego jednego przypadku: mnie samego. Tak się zdarzyło, że jestem, więc iluzję mego istnienia czynię mym najwyższym sensem. Traf chciał - i ja tego nie zmienię.
Urodzony już jako rekonwalescent, nigdy nie wykurowany z choroby bycia, pozostaję nieuleczalnie w sobie i przez to właśnie jestem człowiekiem.
W czym się zanurzyć, w czym się roztopić - w naturze, w ludzkości, w Bogu? Tak czy inaczej, najpierw jesteśmy pogrążeni w sobie samych
|