|
siedziałam na sali gimnastycznej i gadałam z kumplami kiedy jakaś misjonarka, która odwiedziła naszą szkołę opowiadała o swoich pobytach w Afryce. rozmawialiśmy na temat wakacji kiedy to dostałam wiadomość. wyjęłam z kieszeni telefon i odczytałam. - brat. - miałem kupić coś do jedzenia, ale się nie wyrobiłem. zrób sobie coś z tego co jest, a ja jak wrócę do domu czyli gdzieś 19 upichcimy coś. a i zabiję Cię za to kakao. zaśmiałam się cicho i włożyłam telefon z powrotem do bluzy. weszłam do domu. związałam w kucyk włosy i przekroczyłam próg kuchni. nie było ani jednej maleńkiej kromki chleba, a lodówka stała chyba tylko dla ozdoby. - ta, zrobię sobie coś? z czego? z przypraw do zup i ketchupu, który też już jest na końcówce? lepiej żeby w przyszłości robiła zakupy Twoja żonka bo naprawdę. zagłodzisz kiedyś ją, swoje dzieci i siebie samego. - wystukałam na telefonie przeszukując jeszcze raz szafkę w nadziei że podrzucił ktoś coś co mogłabym wsunąć.
|
Dodaj komentarz
