Niedziela. Koniec postu. Impreza. Ta wyczekana i wytęskniona. Tsa. W obecnej chwili nie mam ochoty nawet na nią pójść, a co dopiero bawić się, ze sztucznym uśmiechem. Nie mam ochoty przebywać w towarzystwie osoby, która jawnie mnie nienawidzi, a kiedyś była bliższa niż własny brat. Mam już dość tej sytuacji. Nie moglibyśmy zachowywać się chociaż jak dwie znające się osoby. Zwyczajni znajomi. Typu 'cześć, cześć, nara, pa'. I nic więcej. Ale oczywiście zawsze coś. Ale pójdę. Pójdę na tą imprezę i postaram się dobrze bawić. Nie upiję się. Będę grzeczna jak na ostatnich imprezach. Wszystko z umiarem. A co. Będzie beznadziejnie, ale lepsze to niż samotne piwko w domu.
|