pamiętam dzień całej tej boruty. od rana w domu było straszne napięcie, i wiadome było , że coś się święci. wkońcu koło szesnastej usłyszeliśmy tylko krzyki na podwórku. nie minęło pięć minut a tato był na dole, ja oczywiście tuż za Nim. gdy tylko wujek podniósł rękę by uderzyć kuzyna, tato był przy Nim w przeciągu sekundy, stając przed kiuzynem ze słowami 'nigdy w życiu nie uderzysz przy mnie własnego syna' - stałam z boku i obserwowałam to. właśnie wtedy doszło do mnie to , że tato traktuje kuzyna jak własnego syna , to , że on zastępuje mu tego , którego zabrał mu Bóg. wiadome , że nigdy tak naprawdę Go nie zastąpi - ale jest, a tato czuje się za Niego odpowiedzialny. patrzyłam na Jego twarz, i na to z jakim przejęciem wypowiadał te słowa. wkońcu biorąc kuzyna do domu odwrócił się i z bólem wypisanym na twarzy powiedział wujkowi: ' szanuj to , że Bóg pozwolił Ci mieć syna , szanuj - nie gardź tym nigdy '/naccpanapowietrzemx33
|