wieczór. ubrana na skate'a w bluzie brata dwa razy takie jak ona, poszła na plac zabaw. nikogo nie było - totalna pustka. usiadła na huśtawkę i zaczęła się huśtać. miała nadzieje, że przyjdzie. czekała... minęła godzina, dwie. nie przychodził, ale ona nie traciła nadzieji, wierzyła w to że przyjdzie. obiecał przecież. zapaliła papierosa. zaciągnęła się głeboko w płuca, za wszystkie ich dni. poczuła lekki podmuch wiatru, niosący ze sobą krople deszczu. na myśl o nim psychika jej szwankowała. zeszła z huśtawki, położyła się na piasek i skuliła z bólu w kłębek. już miała zamiar brać ostatniego bucha z papierosa, kiedy nagle przyszedł on i powiedział: "kochanie, rzuć to świństwo". / [ lovelymy ]
|