Problem polegał na tym, że nie mógł już być tym, kim usiłował się stać w tej chwili; przegapił właściwy moment. To trochę tak, jakby Bóg zdecydował się być znowu Bogiem miliardy lat po stworzeniu świata. Nie mógł teraz zejść nagle z nieba i zacząć wybrzydzać: "Nie powinniście byli stawiać tutaj Empire State Building, nie wolno było tak urządzać świata, żeby mieszkańcy Afryki żyli w nędzy, nie trzeba było pozwalać konstruować broni nuklearnej", gdyż usłyszałby w odpowiedzi: "Teraz to jakby trochę poniewczasie, bo gdzie byłeś, kiedy wymyślaliśmy te rzeczy?".
|