Wszyscy inni są normalni. Życie wydaje im się piękne. Mogą stać w kolejce nie odczuwając bólu. Mogą stać tak bez końca. Wręcz lubią kolejki. Ucinają sobie pogawędki, uśmiechają się i flirtują ze sobą. Nie mają nic innego do roboty. Nic innego nie przychodzi im do głowy. A ja muszę patrzeć na ich uszy, usta, karki, nogi, tyłki i nosy. Czułem promienie śmierci sączące się z ich ciał jak smog, a słuchając ich rozmów miałem ochotę wykrzyknąć: Jezu Chryste, ratunku! Czy muszę tak cierpieć tylko dlatego, że chcę kupić funt mielonego i bochenek żytniego chleba? Nadchodził zawrót głowy i musiałem szeroko rozstawić nogi, żeby nie upaść; sklep wirował, a wraz z nim twarze sprzedawców o złotych i brązowych wąsach i bystrych, pełnych szczęścia oczach - oni wszyscy pragną awansować pewnego dnia na kierowników supermarketów i mają takie wyszorowane do białości, zadowolone twarze, kupują domy w Arkadii i co wieczór gramolą się na swoje blade, jasnowłose, wdzięczne żoneczki.
|