cz.1. -Wchodź, nie wstydź się. Wytarłem buty i zdumiewająco niepewnie wszedłem do środka. -Rozbieraj się.- powiedziała z uśmiechem. -Nie mów mi tego za często.- powiedziałem. Zaczęła się śmiać. Uwielbiałem jej delikatny, przypominający trochę dźwięk dzwoneczków, śmiech. Zdjąłem kurtkę i buty. Przeszliśmy dalej. Poczułem jakiś nieuchwytny, przyjemny zapach. I ta atmosfera... Już po chwili wiedziałem. Atmosfera Bożego Narodzenia w marcu! Złapała mnie za rękę i zaprowadziła do kuchni. Usadziła mnie na twardym stołeczku, a sama zaczęła krzątać się szykując herbatę. Mówiła przy tym dużo, nie mogłem skupić się na słowach. Rozpraszała mnie swoją osobą, sposobem poruszania się i delikatnością.
|