tonąc we łzach wyszła z domu, przekrwione oczy, wciąż nieobecne, patrzyły w ekran telefonu. 'przepraszam, to koniec.' wiadomość z dnia 14 grudnia. Sprawdziła w kalendarzu, był 14 kwietnia. Nie potrafiła o nim zapomnieć, wciąż go kochała, był dla niej jedynym powodem uśmiechu na twarzy, mimo, że nie mogła go mieć na własność. Szła ulicą, podeszła pod jego dom, dobrze wiedziała, że o tej porze wychodzi z psem. Usiadła na krawężniku, czekała. W końcu wyszedł, z uśmiechem na twarzy, z tym cholernym uśmiechem, którego tak kochała. Spojrzała na niego, a łzy znów zaczęły silniej płynąć. Nie potrafiła wyrzucić słowa, a on bezczelnie minął ją, nie zauważając. Wtedy nie wytrzymała, wykrztusiła cały refren piosenki Pezeta - Spadam. A on, on odwrócił się, zaśmiał się szyderczo i odszedł. To był jej koniec. Opadła na zimną nawierzchnię jezdni. Spojrzała, że w jej stronę szybko nadjeżdża samochód. Skuliła się i na zawsze już zamknęła oczy.
|