To nie był już dłużej tylko koszmar, czarna linia przesuwała się prosto na nas przez lodowatą mgłę
wznieconą przez ich stopy.
Umrzemy, myślałam w panice. Byłam spragniona skarbu, którego strzegłam, jednak nawet myślenie o tym
było chwilową utratą uwagi, na którą nie mogłam sobie pozwolić.
Byli coraz bliżej, ich ciemne szaty falowały lekko z każdym ich ruchem. Zobaczyłam jak ich dłonie koloru
kości ukazują szpony. Rozdzielali się, ustawiając się pod takim kątem, aby dojść do nas od każdej
strony. Przewyższali nas liczebnie. To był koniec.
Wtedy, jak wybuch światła z pioruna, cała scena stała się inna. Niby nic się nie zmieniło - Volturi wciąż
szli w naszym kierunku, gotowi by zabić. To, co naprawdę się zmieniło, to to jak cała ta scena wyglądała
dla mnie. Nagle zapragnęłam tego. Chciałam, żeby mnie zaatakowali. Panika zmieniła się w żądzę krwi,
kiedy gotowałam się do skoku, z uśmiechem na twarzy i warczeniem wydobywającym się zza moich
obnażonych zębów.
|