Opadłam bezradna na ziemię i zaniosłam się szlochem, przytulając ciało przyjaciela. Krzyczałam wniebogłosy, wyzywałam wszystkich, miałam nawet pretensje do Boga. W końcu jakieś ramiona mnie od niego chciały odepchnąć. 'Zostaw mnie!' Warknęłam i wtuliłam się w jego zimną szyję. 'Może mu można pomóc? Odejdź od niego!' Krzyczał ktoś, próbując mnie odciągnąć, lecz nie dałam się. 'On nie żyje, rozumiesz?! ON NIE ŻYJE!' Wrzasnęłam i zaniosłam się po raz kolejny szlochem, który wypełnił chyba całą dzielnicę. 'Może żyje jeszcze? Trzeba mu pomóc!' Usłyszałam. 'Nie żyje. Sama go zabiłam, rozumiesz? Jestem mordercą!' Mój krzyk rozległ się wszędzie, a psy zawyły.
|