-daj mi rękę.-rozkazał,kiedy wyszliśmy ze szkoły.-nie-prychnęłam zakładając rękawiczki bo mróz smagał po całości.-dobra,to spaadaj.możesz iść sobie i wcale mnie nie odprowadzać jak ci coś nie pasuje.-w doskonałym humorze wzruszyłam ramionami.-okej,nie ma sprawy.-skręciłam w bok przechodząc na pasach.nawet się za mną nie obejrzał idąc przed siebie.uszłam kawałek przekonana,że nici ze wspólnego spaceru.nagle zadzwonił.odrzuciłam pierwsze połączenie śmiejąc się pod nosem.odebrałam za drugim razem.-stój i się wracaj.-usłyszałam w słuchawce jego stanowczy ton.-ja jak ten idiota idę za tobą kurwa.-roześmiałam się widząc,jak idzie w oddali.-ty jesteś chora!ty się powinnaś leczyć!-podniósł na mnie głos,kiedy już byliśmy razem.-musisz być taką francą?!-kazałeś mi iść przecież.-milcz i dawaj tą rękę.-złapał mnie też się śmiejąc.uwielbiam nasze 'kłótnie' i to, że pierwszy wyciąga rękę na zgodę.
|