Chwilami po prostu musiałam uwolnić wszystkie emocje. Zazwyczaj była to złość. Uderzanie pięścią w ścianę i wpatrywanie się w czerwone kropelki spływające po nadgarstku, z drobnych rozcięć wykonanych wzdłuż żył. Wszystko to zazwyczaj kończyło się wielogodzinnym siedzeniem pod ścianą. Uczuciem bezradności i bezsilności, szeptaniem Twojego imienia między duszeniem się własnymi łzami. Następnie było drżenie całego ciała i zawroty w głowie, spowodowane stosunkową wielką utratą krwi. Potem łykanie garści tabletek nasennych. Przespanie całej nocy z nieustannie towarzyszącymi koszmarami. Rano wstawałam jak zwykle, parzyłam herbatę i udawałam, że nic się nie stało. Ot taka codzienność, od czasu gdy się rozstaliśmy.
|