Szósty maj. Budze się rano, przecieram oczy. Wkładam bezwładnie nogi w pantofle i zakładam swój szlafrok w panterke udając się na dół. Nagle zza drzwi wyłaniają się rodzice, wręczając mi mały torcik do zdmuchania. Udaje nieopanowaną radość, dmucham świeczki i wychodze. Nie ciesze się z własnego święta. Mam na to wyje*ane. A dlaczego? Dlatego, że to właśnie w ten dzień, na moje urodziny tamtego roku tak zajebiście poprosiłeś mnie chodzenie.
|