Szłam z Tobą, trzymając Cię za rękę, kiedy pomyślałam sobie, że będę, tak jak kiedyś, łazić po krawężnikach. Od razu wskoczyłam na jeden, a Ty zacząłeś się ze mnie śmiać. Traciłam równowagę parę razy. Doszłam do takiego miejsca, gdzie był koniec krawężnika, a następny zaczynał się po drugiej stronie. Stanęłam i wzięłam się pod boki. 'Nie zrobię takiego wielkiego kroku.' Powiedziałam smutno. Ty podszedłeś zajarany, wziąłeś mnie na ręce. 'Ej, misiu, teraz to nie muszę chodzić po krawężnikach.' Powiedziałam uśmiechnięta. Pocałowałeś mnie, trzymając dalej na rękach. W końcu postawiłeś mnie na krawężniku i, widząc moją złą minę, znów zacząłeś mnie całować. 'Nie tak!' Powiedziałam rozzłoszczona, odpychając Cię. 'To jak?' Zapytałeś słodko. 'Tak jak wtedy, na ręce!' Wyciągnęłam ręce ochoczo, a Ty, wcześniej leżąc ze śmiechu na ziemi, wziąłeś mnie na ręce i zacząłeś całować. Tak idealnie, gdzie ciśnienie mi skoczyło, trzęsły się ręce, tętno 220, ale miałam ochotę na więcej.
|