w sumie to nie potrafię zrozumieć samej siebie. tyle razy mnie zraniłeś, olałeś a mimo wszystko przyciągasz mnie do siebie jak magnez. nie potrafię się na Ciebie gniewać, cholera nie potrafię. może gdybym w końcu pierdolnęła ręką w stół i powiedziała, że tak nie możesz robić doceniłbyś mnie i zauważył to jak chamsko potrafisz się zachować...
jak można dawać komuś nadzieję a potem ją zabierać, dawać i zabierać. pytam się jak tak można? albo chcesz mnie albo nie. proste. to nie fizyka kwantowa, żeby ciężko było to zrozumieć.
|