Poznałam kiedyś młodą dziewczynę. Przez zupełny przypadek, podczas mojego pobytu w szpitalu. Leżałam wtedy czekając na operację, ponieważ mieli operować mi wyrostek. Ona weszła do pomieszczenia, spojrzała na mnie, stwierdziła, że pomyliła salę i przeprosiła. Już miała wychodzić, ale powiedziałam żeby weszła i usiadła obok mnie. Nie musiałam nic mówić. Pomimo tego, że mnie w ogóle nie znała, zauważyła, że potrzebuję wsparcia. Zapytała o co chodzi. Opowiedziałam o operacji i co najgorsze informacji, która mogła przestawić moje życie do góry nogami. Z trudem wypowiedziałam słowa o prawdopodobieństwie mojej choroby. Chodziło o białaczkę. Gdy skończyłam mówić popatrzyła na mnie takimi ciepłymi, pełnymi blasku oczami. Oznajmiła, że wszystko będzie w porządku, a lekarze na pewno się mylą. Nie wiem dlaczego, ale uwierzyłam wtedy w jej słowa. Tylko dzięki niej czułam tą iskierkę nadziei. Dwa dni później okazało się, że nie miała racji. A pod oknem zobaczyła równiutko zasłane, puste łóżko.
|