Ludzie przychodzą i odchodzą. Nie ma w tym nic dziwnego. Patrzymy na ich pożegnania przez uchyloną firankę, czasami dotykamy ich własnym sercem, bo są dla nas tak bliscy. Widzę w ich oczach łzy. Tak proste i zwykłe, jak te moje. Powoli staczają się po policzkach, opadając na zimne oblicza codziennych chodników. I znikają. Biorą ze sobą tysiąc walizek, nie zostawiając żadnego śladu. Albo zostawiają, chociażby krótki, najmniej znaczący oddech, żebyśmy pamiętali i trwali w tym wszystkim. Trzymam ich fotografię, bo jeszcze kiedyś nadejdzie mój powrót. Nie będę sama, prawda?
|