to było jakoś tak jeszcze na jesieni. siedziałam na schodach przy pks - po rozmowie z kolegą o moim byłym - jeszcze wtedy świeża sprawa. miałam doła. bo kto by nie miał po straceniu kogoś kogo kochał? i tak przechodzili koło mnie różni ludzie w tym jedna pani z bukietem kwiatów. spojrzała na mnie jak każdy kto mnie mijał i poszła dalej. szczerze mówiąc nie zwróciłam na to zbytnio uwagi. ale ona za chwilę wróciła się i stanęła obok. spojrzałam się w gorę na nią bo to było wtedy dość dziwne. a ona dała mi jeden różowy kwiatek i powiedziała żebym się nie martwiła. podziękowałam a ona odeszła. i zaśmiałam się sama do siebie. bo to był taki miły gest. poprawić humor osobie kompletnie obcej. ja sama do dziś nie wiem czy byłoby mnie na coś takiego stać.
|