Odkąd pamiętam, szukałam ludzi. Pragnęłam ich uśmiechu, cichego oddechu wplątanego w moje szczere wyznania i oczów wypełnionych choćby maleńką dojrzałością i zrozumieniem. Chciałam nieposkładanych słów o 5 nad ranem i wspólnego dawania sobie rady z ogółem świata. Próbowałam kochać każdego z nich. Od każdego z nich, chłonęłam miłość i chciałam oddawać ją ze zdwojoną siłą. Spotykałam różne osoby. Blondynki. Ciemnowłose. Piegowaci i radośni. Nostalgiczni. Zakręceni i zwariowani do granic możliwości. Ciekawi świata. Każdemu z nich uchylałam swojego świata. Dla wielu z nich starałam się dłońmi ściągać najjaśniejsze gwiazdy, z nocnego, granatowego nieba. A potem chciałam ,żeby istnieli zawsze, żebym znaczyła dla nich tyle samo, ile znaczą oni dla mnie. I czekałam nocy, podczas których mogłabym opowiedzieć im o całym swoim życiu, o tym jak często się boję, i bywa ,że czuję się nikim...
|